Orson Scott Card - Ender's Game
Szczerze? O Enderze usłyszałem pierwszy raz dopiero wtedy, gdy rozpoczął się ten ogromny hype na film o nim ("Gra Endera"). Jako, że filmu nie oglądałem (postanowiłem poczekać na jakąś przyzwoitą wersję online), zakupiłem książkę pod tym samym tytułem. Mogę powiedzieć tylko jedno: cieszę się, że jeszcze nie obejrzałem ekranizacji, ponieważ książka jest tak bardzo wciągająca, że mało brakowało, a 'wciągnąłbym' ją w jeden dzień.
A było to tak: Zrobiłem sobie prezent na święta, książkę zakupiłem, ale postanowiłem nie ruszać jej przez chwilę. Leżała więc na półce, patrzyła na mnie i szeptała "Marku, zrób coś. Ender czeka". Po dwóch dniach walki z samym sobą, budząc się o 13 rano, sięgnąłem po książkę, którą poprzedniego wieczora położyłem sobie 'na wszelki wypadek' pod ręką.
Nie myśląc nawet o śniadaniu, odlaniu się czy umyciu ryja zacząłem czytać. Dość powiedzieć, że (z krótkimi przerwami, max 20 minut) skończyłem 'sesję' ok. godziny 22 mając przeczytane 3/4 książki. Byłem wściekły, bo wiedziałem, że koniec się zbliża. Postanowiłem więc nie zasiadać do książki przez kolejne 48 godzin, żeby nie skończyć jej za szybko i nie 'zgłodnieć' za następną. Dwa dni później dokończyłem, byłem zachwycony.
Ale do rzeczy. Ktoś, kto nie oglądał filmu lub w ogóle o nim nie słyszał (Jest ktoś taki? Wielka premiera, masa ludzi spuszczających się nad efektami mówią same za siebie) może nie wiedzieć o co chodzi, więc pokrótce wytłumaczę:
Wiele lat temu ludzkość została zaatakowana przez tzw. "Robale" (z ang. Buggers) - insektopodobne stworzenia z obcej galaktyki. Po dwóch odpartych inwazjach Robali (pierwszej - 'rozpoznawczej' i drugiej - 'kolonizacyjnej') ludzkość przystąpiła do kontrataku. Nie mając jednak żadnego WYBITNEGO umysłu w szeregach swojej floty, który mógłby tę właśnie flotę poprowadzić do zwycięstwa, od małego kontrolowali każde urodzone dziecko. Jego zachowanie, intelekt. Po odrzuceniu rodzeństwa Endera przez wojsko (pokrótce - ultrainteligentni, jednak mający pewne wady, które wykluczały ich z dalszej 'edukacji'), wybrali właśnie małego Andrew (którego swoją drogą wszyscy nazywają 'Trzecim' w związku z tym, że większość państw świata pozwala na posiadanie tylko dwójki dzieci, za każde kolejne nakładane są sankcje).
Andrew, jako ponadprzeciętnie inteligentny sześciolatek, zostaje wysłany do szkoły bojowej, w której uczy się, jak walczyć. Jest to wszystko prowadzone na zasadzie pewnej 'gry' (stąd tytuł), która polega na rywalizacji poszczególnych 'armii' (każda składająca się z dzieci ze szkoły bojowej). Walki rozgrywają się w zerowej grawitacji, każda walka polega na dotarciu do bramy przeciwnika.
Nie będę zanudzał was, ani spoilerował, co się dzieje w książce. Mnie przede wszystkim urzekła złożoność postaci Endera oraz jego rodzeństwa. Z jednej strony - dzieci, jak każde, mające własne, dziecięce problemy. Z drugiej jednak - niezwykle dojrzali, jak na swój młody wiek. Ich psychika oraz sposoby rozwiązywania pewnych problemów, pokonywania przeszkód, ich życiowe cele... To wszystko wykracza ponad wszelkie ramy, jest to przedstawione bardzo solidnie, z dbałością o najdrobniejsze szczegóły (szczególnie mówię tu o postaci Endera).
Podsumowując: Zdecydowanie polecam. Jeśli jesteś fanem fantastyki, lubisz złożone postaci oraz (wg. mnie) dość oryginalną fabułę, jest to pozycja obowiązkowa.
Zastrzegam jednak: Jest to tylko moja opinia. Jeśli czytałeś książkę i masz zupełnie inne zdanie na ten temat - szanuję to. Przedstaw je tutaj, daj do myślenia mi oraz tym, którzy wciąż się wahają, czy zabrać się za lekturę, czy nie.
Tymczasem ja zabieram się za kolejną część.
Pozdrawiam, Elvan.
@Edit
Mała poprawka po zamieszczeniu regulaminu.