Siemka.
Chciałbym was zapytać czy macie"Strach przed Walką?"i jak sobie radzicie z nim.
Czy np.jak ktoś wam powie że połamie wam ręce,nogi czy kręgosłup,czy jeżeli powie"solo po lekcjach" to czy was tak jak mnie i wielu innych ogarnia strach,paraliż czy panika?Czy czujecie się miękkimi i bezbronnymi i robicie wszystko by się nie bić? Wiem że bicie się jest dla dzieci albo dla cwaniaczków którzy chcą zabłysnąć,ale co zrobić gdy przeciwnik powie że: Nie ma słowa nie,bijemy się i tyle! Jeżeli was dopada strach,który was paraliżuje boicie się i liczycie na pomoc innych,co wtedy robicie?Przeczytałem w necie pewien artykuł który powinien pomóc niektórym.Ale chodzi mi o wasze zdanie.
Po przeczytaniu napiszcie w poście czy też się boicie,jak sobie radzicie ze strachem,czy w ogóle się nie boicie i co was mobilizuje.Piszcie.Zamieszczam tu artykuł:
Jeśli strach przed walką paraliżuje Cię do tego stopnia, że nie jesteś w stanie się bronić, ten artykuł pomoże Ci go przezwyciężyć. Rady tu zawarte stosujesz bez żadnych gwarancji i na własną odpowiedzialność. U mnie funkcjonuje dość prosty mechanizm - strach zamienia się szybko we wkurwienie i "żądzę mordu"... Poza tym, już jako dziecko zauważyłem, że gdy sobie powiem: "niech się dzieje co chce - najwyżej mnie zajebią", to strach znika i pojawia się coś w rodzaju euforii.
W sytuacjach "dziwnych", ma się do wyboru - uciekać lub walczyć. Gdy człowiek zdecyduje się na walkę, strach sam znika. Dopóki jesteś niezdecydowany, odczuwasz strach - ucisk w okolicy żołądka, sztywność, drżenie kończyn... W momencie gdy podjąłeś decyzję i ruszasz na przeciwnika - wszystko samo się "reguluje". To tak jak ze stanami przedstartowymi - w szatni ma się ciężkie nogi, w głowie pustkę, dziwne odczucia w okolicy splotu. Gdy wychodzisz na ring - wszystko to znika, pozostaje koncentracja i gotowość do działania. Czyli reasumując: strach (to znaczy jego fizjologiczne objawy) jest rzeczą normalną. Strach znika gdy powiesz sobie: "proszę - zajebcie mnie, tylko ja spróbuję przedtem zajebać kilku z was" (czy coś w tym stylu - każdy używa innego słownictwa w swojej "wewnętrznej mowie") i ruszasz na gościa (gości).
Praktycznie to jest tak, że gdy pożegnasz się z życiem, to nie ma się już czego bać. Pojawia się euforia, masz wrażenie, że twoje ciało samo wie co robić, bólu nie czujesz... (prawdopodobnie płyniesz na fali noradrenaliny, czy kij wie czego - to nawet dość przyjemne uczucie).